czwartek, 5 stycznia 2017

Ludzie w Polsce uwielbiają siatkówkę!

Nie od dzisiaj wiadomo, że polska siatkówka jest bardzo szanowana na świecie. Sukcesy polskiej reprezentacji, polskich klubów sprawiają, że do Polski przyjeżdżają bardzo utalentowani zawodnicy. Jednym z nich jest Igor Grobelny - przyjmujący Cuprumu Lubin, który porzucił karierę w Belgii, aby reprezentować polskie kluby i oczekiwać na powołanie do reprezentacji Polski.
Zapraszam do zapoznania się z treścią naszej rozmowy!




Blondynka o sporcie: Na początku wyjaśnij proszę, dlaczego wychowałeś się i grałeś w Belgii?

Igor Grobelny: Mój tata grał w siatkówkę i dostał akurat dobry kontrakt właśnie w Belgii. Z Polski wyjechaliśmy, gdy miałem 4 lata. Początkowo miały to być tylko 2 lata w belgijskiej lidze, ale z czasem pojawiły się kolejne oferty dla taty i w ten sposób spędziłem 17 lat w Belgii.




Skoro pierwsze siatkarskie kroki stawiałeś właśnie w Belgii, to jak one wyglądały i co stamtąd wyniosłeś?
Tata zaraził mnie siatkówką, zabrał na pierwszy trening. W Belgii ten sport nie jest szczególnie popularny. Nauczyłem się tam przede wszystkim podstaw i bardzo się cieszę, że mogłem przez rok grać w najwyższej lidze belgijskiej, ale znacznie więcej nauczyłem się w Polsce. Poziom tutaj jest znacznie wyższy




Jest coś co wyróżnia belgijską siatkówkę?
Raczej nie. Tak jak wspomniałem wcześniej siatkówka w Belgii nie cieszy się dużą popularnością. Nie jest to grecka siatkówka, którą posiada specyficznych kibiców i doping, ani polska, która stoi na bardzo wysokim poziomie.




Mając doświadczenie zarówno w lidze belgijskiej jak i w polskiej, jesteś w stanie wskazać różnice między nimi?
W Polsce wszystko jest lepiej zorganizowane pod względem sprzętowym, czy też dbania o zawodników. W Belgii źle nie było, jednakże w Polsce panuje zdecydowanie większy profesjonalizm. Polscy kibice zupełnie inaczej reagują na spotkanych siatkarzy. Nie trzeba być specjalnie zorientowanym w siatkówce, żeby rozpoznać czołowych zawodników. W Belgii siatkarze są bardziej anonimowi.




Z belgijskim zespołem ( VC Euphony Asse-Lennik) w sezonie 2013/2014 zdobyłeś 4. miejsce w kraju. Opowiedz o swoich występach w tamtejszej lidze?
Ciężko było (śmiech). Przez rok zrobiłem ogromny krok naprzód, bo mając lat 16-17 grałem w IV lidze i nagle przyszła propozycja gry w tej najlepszej. Był to szok psychiczny, ale przede wszystkim fizyczny. Niełatwo było przyzwyczaić się z 3-4 treningów tygodniowo do codziennego wysiłku i to nawet 2 razy dziennie. Miałem też możliwość gry z zawodnikami dużo bardziej doświadczonymi, co także nie było do końca proste. Musiałem dużo więcej pracować na siłowni, choć do dzisiaj efekty są słabe (śmiech), ale zmierzam w dobrym kierunku.




Pomimo takiego sukcesu w Belgii postanowiłeś przyjechać do Polski. Dlaczego?
Od małego marzyłem, żeby grać w Polsce. Dostałem super ofertę gry w Radomiu, więc decyzja dla mnie była prawie oczywista. W Belgii wszystko układało się rewelacyjnie, ale byłem tam już 17 lat i bardzo ciągnęło mnie do Polski.




Decyzja o wyjeździe z Belgii była dla Ciebie łatwa?
Tak, błyskawicznie podjąłem decyzję, bo już na drugi dzień oznajmiłem rodzicom, że wyjeżdżam i nic mnie w Belgii nie zatrzyma. Próbowali mnie jeszcze przekonać, ale wiedzieli jak bardzo mi zależy.




Dużo mówiło się o Twoim powołaniu do reprezentacji belgijskiej. Dostałeś taką propozycję, czy nie?
Tak i nie, ponieważ był problem z moją narodowością, bo w Belgii traktowano mnie jak obcokrajowca. Zmieniło się to dopiero po otrzymaniu belgijskiego paszportu, tamtejszej licencji. Zaczęto traktować mnie jak Belga, ale było już za późno na grę w młodzieżowej reprezentacji i za wcześnie na kadrę seniorską. Nie byłem na nią gotowy fizycznie przede wszystkim. Po dwóch latach pobytu w Polsce dostałem jednak zaproszenie na zgrupowanie II reprezentacji, która przygotowywała się na młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie w Baku. Odmówiłem, bo wiedziałem, że jeden występ w kadrze belgijskiej przekreśli moje szanse na grę w polskiej lidze i polskiej reprezentacji.

źródło: www.facebook.pl\ Cuprum Lubin
Urodziłeś się w Radomiu i pierwsza oferta gry przyszła właśnie z tamtejszego klubu - Czarni Radom. Przyznasz, że dość dziwny zbieg okoliczności.
Tak, zdecydowanie. Śmieszne uczucie, że pierwsza propozycja z Polski przyszła właśnie z mojego rodzinnego miasta. Przyznam jednak, że pierwszy rok aklimatyzacji nie należał do prostych. Przez 17 lat mojej nieobecności wiele się zmieniło.




Jeśli już mowa o Radomiu, to jestem bardzo ciekawa jak układała się Twoja współpraca z radomskimi szkoleniowcami?
Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z nimi. Ciężko mi się jednak wypowiedzieć, bo w Belgii miałem tylko jednego profesjonalnego trenera i nie mam dużego porównania. W Polsce pierwszym trenerem był Robert Prygiel, ale Raul Lozano był pierwszym zagranicznym szkoleniowcem. Każdy z nich miał inną szkołę, inne metody, ale cieszy mnie możliwość czerpania z doświadczenia ich obu i bardzo to sobie chwalę.




Co Ciebie zaskoczyło w polskiej lidze?
Na pewno profesjonalizm w każdym aspekcie, ale także sam fakt, że tak dużo się dzieje wokół zawodnika. Ogromna ilość fanów i próśb o autografy były dla mnie sporym zaskoczeniem. W Belgii tego nie doświadczyłem na taką skalę. Zobaczyłem jak ludzie uwielbiają siatkówkę w Polsce.




Miałeś problemy z aklimatyzacją w zespole, czy w samym Radomiu?
Kłopot był chyba tylko z językiem, bo mój akcent belgijski, nieznajomość niektórych słów, terminów utrudniały mi trochę funkcjonowanie, ciężko było się szybko dogadać, ale po 2-3 miesiącach wszystko zostało ustabilizowane.




W Radomiu nie miałeś za wiele okazji, aby wykazać się na boisku. Czy to właśnie brak regularnych występów w Czarnych Radom zadecydował o Twoim odejściu?

Tak, ale oprócz tego chciałem spróbować czegoś nowego, zobaczyć jak to wygląda w innych klubach. Miałem świadomość tego kto w Radomiu zostaje, kto przyjdzie i wiedziałem, że walka o miejsce w podstawowej "6" będzie trudna.

źródło: www.facebook.pl/ Cuprum Lubin

Nie pomyślałeś, żeby zostać w Radomiu i w obliczu przebudowy zespołu spróbować zawalczyć o miejsce w składzie?
Myślałem trochę o tym, ale po rozmowach z trenerami doszedłem do wniosku, że korzystniej będzie poszukać innego klubu.




Jak wiele ofert z polskich klubów wpłynęło do Ciebie?
Dużo to nie. Sporym problemem był fakt, że mam belgijski paszport i możliwości transferowe były mocno ograniczone, bo kluby miały już swoich zawodników z zagranicy. Musiałem szukać w klubu, który stawia na polskich siatkarzy lub ma wyjątkowo mało cudzoziemców. Więcej tych propozycji pojawiało się jednak z zagranicznych klubów.




Zdecydowałeś się na Cuprum Lubin. Jak oceniasz współpracę z członkami tego zespołu?
Jestem bardzo zadowolony i nie mówię tego tylko na potrzeby wywiadu (śmiech). Cuprum bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Gianni (Gheorghe Cretu) świetnie skompletował drużynę i ma też wyjątkowe podejście. W jednej z naszych rozmów powiedział mi, że nie potrzebuje indywidualistów. Dzięki temu każdy z zawodników wie, że trenuje, gra, zdobywa punkty dla całego zespołu. Zaskoczyła mnie także pomoc od kolegów z drużyny, bo przychodząc do Lubina byłem świeżo po kontuzji, nie miałem możliwości gry, ani treningu siłowego przez okres wakacji. Początki były trudne i przez to bardzo stresujące, ale okazało się, że niepotrzebnie. Z czasem wszystko się ułożyło.




Dlaczego akurat Cuprum Lubin?

Mocnym argumentem, który wpłynął na podjęcie właśnie takiej decyzji była praca tutejszego trenera. O Giannim bardzo dużo słyszałem, grając jeszcze w Radomiu . Słynie z pracy z zawodnikami, wyjątkowego podejścia i czasu jaki poświęca dla wszystkich. Dla niego nie ma różnicy, czy się gra w podstawowym składzie, czy jest się rezerwowym. Każdy z nas musi ciężko pracować. Ma także ogromną wiedzę o siatkówce, dlatego też kiedy przyjmowałem swoje pierwsze piłki tutaj, miałem wrażenie jakbym był nowicjuszem "świeżakiem". Dopiero z czasem zacząłem poznawać nowe techniki.

źródło: www.sportowefakty.wp.pl

Można przez to rozumieć, że z Belgii przyjechałeś z "małymi brakami"?

Można tak powiedzieć. Nie zdołałem się wszystkiego nauczyć w rok, kiedy grałem w najwyższej lidze belgijskiej. Nie wywiozłem z Belgii dużego doświadczenia, ale też poziom siatkówki w Polsce jest inny, dużo wyższy. Musiałem nadrobić wiele rzeczy, ale także przyswajać nowości.




Myślisz, że w Lubinie znajdziesz to czego zabrakło w Radomiu, czyli szanse na grę?
Miejmy nadzieję, że tak. Sezon jest długi i myślę, że jedna "6" nie jest w stanie utrzymać świetnej dyspozycji przez całe rozgrywki. Oczywiście, życzę chłopakom jak najlepiej. Trener nie wywiera na mnie jak i na innych młodych zawodników jakieś presji, nie stawia nas pod ścianą. Cierpliwie czekam na swoją szansę.


Uważasz, że Cuprum Lubin może być lub już jest dobrym miejscem dla Twojego rozwoju?

Tak, w stu procentach.




Spodziewaliście się tak świetnego początku sezonu?

Nikt chyba nie planuje tak dobrego wejścia w sezon. U nas nic tego nie zapowiadało, tym bardziej, że nie przepracowaliśmy za dobrze sezonu przygotowawczego. Na treningach było nas tylko dziewięciu, ja byłem jedynym przyjmującym. W trakcie spotkań sparingowych sztab miał do dyspozycji praktycznie tylko jedną "6" i nie miało znaczenia, czy się gra dobrze, czy źle. Trzeba było grać. Po powrocie z kadry Grzegorza Łomacza i Estończyków (Roberta Tähta i Keitha Puparta) tydzień przed rozpoczęciem sezonu wszystko zaczęło wracać do normy.




Powrócę do waszego spotkania z początku sezonu z Asseco Resovią, który wygraliście, a Ty w dużej mierze się do tego przyczyniłeś. Wierzyliście, że uda Wam się pokonać wicelidera PlusLigi?
Nie, losy spotkania były dla nas tak samo sporym zaskoczeniem jak i dla kibiców, czy całego środowiska siatkarskiego. Naszym dużym atutem był fakt, że gramy u siebie. W naszej hali rozgrywamy naprawdę dobre mecze.

źródło: www.ks.cuprum.pl

W tym meczu wykorzystaliście wszystkie błędy rzeszowian. Taki był Wasz plan, czy wszystko wyszło w trakcie spotkania?
Przed meczem trener zwrócił nam uwagę na charakterystyczne zagrania drużyny z Rzeszowa. Przygotował nas do tego meczu zarówno mentalnie jak i fizycznie. Dobrze wiedzieliśmy, czego się spodziewać.




Po szczęśliwym meczu z Resovią przyszła pechowa porażka z Treflem Sopot, bo początek zapowiadał się fenomenalnie, ale końcówka nie była już ciekawa z Waszej strony.
Do dzisiaj trochę wspominamy ten mecz, choć dawno powinnyśmy go wymazać z pamięci. Przegraliśmy na własne życzenie.




Cuprum zrobił w PlusLidze ogromną niespodziankę. Wcześniej występował na jej zapleczu, po awansie wiodło się ze zmiennym szczęściem, a dzisiaj uchodzi za prestiżowy klub. Twoim zdaniem skąd taki progres?
Myślę, że praca trenera zaczęła dawać owoce, ale także ciężka praca. Nasz trener nie toleruje lenistwa, oczekuje od każdego 100%, a czasem bywa, że i to go nie zadowala i trzeba dawać 150%. Czasem te treningi są tak ciężkie, że po powrocie idzie się od razu spać, a rano i tak to zmęczenie jest nadal odczuwalne.




Zdobycie Mistrzostwa Polski i gra w europejskich pucharach - dla Was póki co marzenie bardzo odległe, czy coś co może być na wyciągnięcie ręki?
Nie czujemy z żadnej strony jakiegoś ogromnego nacisku na to. Każdy z zawodników czuje, kiedy to jest możliwe i teraz mamy świadomość, że do tej ścisłej czołówki wiele nam nie brakuje. Między innymi meczem z Resovią pokazaliśmy, że można zawalczyć z każdym. Nie ma w naszej lidze żadnego klubu giganta.

źródło: www.facebook.pl\ Cuprum Lubin


Przed rozmową z Tobą prześledziłam Twoje sukcesy w siatkówce, ale także pozostałych członków Twojej rodziny. Można powiedzieć, że u Grobelnych siatkówka jest dziedziczna?
W naszym przypadku tak właśnie wyszło (śmiech). Wszystko się zawsze kręciło wokół siatkówki, bo chodziliśmy na mecze taty, czekaliśmy na powrót taty z treningu. Ja od razu byłem za siatkówką, ale miałem krótkotrwały kryzys. Próbowałem piłki nożnej, koszykówki, ale z czasem rodzice pomogli mi wrócić na właściwe tory. Kaja z kolei w ogóle nie lubiła siatkówki, zawsze wolała ją obchodzić szerokim łukiem. Lubiła gimnastykę i kiedyś tak spontanicznie zechciała poodbijać ze mną i z tatą, ale nic kompletnie jej nie wychodziło. Tata jej powiedział wprost, żeby dała sobie spokój, bo z niej siatkarki nie będzie! (śmiech) Wkurzyła się, zawzięła i ze swoim uporem doszła do tego miejsca, w którym jest, czyli też w Polsce.




Twoja siostra zdecydowała się na grę w reprezentacji belgijskiej. Nie chciała poczekać na szansę z Polski?
Z Kają było trochę inaczej, bo u niej bardzo szybko dało się dostrzec predyspozycje siatkarskie. Poszła do szkoły siatkarskiej, procedura przyznania paszportu też była szybsza i łatwiejsza. Chciałaby grać w kadrze Polski, ale też jest bardzo zadowolona z faktu reprezentowania Belgii.




Klub jednak wybrała w Polsce.
Tak, bo ją tak samo jak mnie ciągnęło do Polski. Gdy ja zaczynałem grać w Polsce, ona grała jeszcze w Belgii. Po moich opowieściach zawsze była wściekła i bardzo mi zazdrościła. Skoro nie mogła grać dla kadry polskiej, to pogra w polskim klubie.




Jako siatkarskie rodzeństwo wymieniacie się uwagami?
Oczywiście, staramy się być na bieżąco. Zawsze po meczu Kai trzeba sprawdzić jaki był wynik i jak jej szło. Wtedy wiadomo - dzwonić, czy nie dzwonić (śmiech). Po zwycięstwach dzwonię od razu, a po porażkach lepiej odczekać.




Na koniec chciałabym zapytać o Mistrzostwa Europy 2017, które będą odbywać się właśnie u nas. Serbia, Estonia i Finlandia. Jak to losowanie wygląda z fachowego punktu widzenia?

U nas w klubie mamy dwóch Estończyków, mamy Grzegorza Łomacza i po losowaniu już się śmiali, dogadywali sobie, żeby lepiej uważać na treningach.(śmiech) Patrząc obiektywnie to Serbia będzie niezwykle trudnym rywalem, bo jest nieprzewidywalna, a pozostałe zespoły, teoretycznie powinny być łatwiejsze, ale sport to jednak sport.


Dziękuję bardzo za rozmowę!
Ja także dziękuję!


Historia powyższego wywiadu jest długa, ale także zabawna. Nim trafił do Was przeszedł bardzo wiele, a ja razem z nim! Od czasu mojej rozmowy z Igorem wiele się zmieniło. Przyjmujący lubińskiego Cuprumu dostał szansę w meczu z Indykpol AZS Olsztyn i BBTS Bielsko-Biała i zaprezentował się bardzo dobrze.

Jako, że jest to pierwszy wywiad w 2017 roku, życzę wszystkim Czytelnikom wszelkiej pomyślności, zdrowia i radości! Dziękuję za pochwały, rady i ogólne wsparcie!
Fot. Justyna Czubata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz