piątek, 8 marca 2019

Co kobieta to obyczaj

Jaka kobieta jest, każdy widzi. Podobno. Wiele osób skupia się na zewnętrznych cechach i w zasadzie mnie to nie dziwi. Sama się na tym łapię. Pewne cechy wyglądu rzucają się w oczy zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Nie ma jednak czegoś takiego jak "typowa kobieta", czy typowy "facet". To byłoby za proste i zbyt nudne. W poniższym felietonie powiem Wam, co dziwi ludzi w mojej osobie, a jakie cechy mam z typowych żartów o blondynkach.
Fot. Wybrzeże TV


Kiedy dwa lata temu wyjeżdżałam z rodzinnych Rąpic było mi okropnie smutno. Miałam świadomość, że to już nie będą cotygodniowe powroty jak w trakcie nauki w zielonogórskim liceum. Nie oszukujmy się także co do wielkości miasta. Między Zieloną Górą, a Gdańskiem jest ogromna różnica, której w tamtym momencie bardzo się bałam. Co powtarzano w domu? "Jak ty sobie w tym Gdańsku poradzisz?", "Co zrobisz, gdy się tam zgubisz?" Zgubić się nie zgubiłam, kilkadziesiąt razy pobłądziłam i po roku spędzonym w Gdańsku pomyliłam Kościół Mariacki z jakimś innym. Nie wiem co miałam wtedy na myśli. Tryb typowej kobiety? Być może, ale są w Trójmieście takie miejsca, których znalezienie przychodziło mi bardzo łatwo. Dziwnym trafem zawsze były to obiekty sportowe.


Przyjechałam do Gdańska, rozpakowałam swój posag, zbadałam okolicę, zorientowałam się wcześniej jak dojechać na uczelnię i jakoś przetrwałam. Pierwsze miejsce jakie zwiedziłam samodzielnie? Oczywiście Stadion Żużlowy im. Zbigniewa Podleckiego w Gdańsku. Przypadek sprawił, że się tam trochę zasiedziałam. Zmieniłam jedynie perspektywę. Z trybuny przy starcie, na miejsce nad parkiem maszyn. I czuję się tam idealnie. Później oczywiście był stadion Lechii Gdańsk, z którego nadal nie umiem wyjść w taki sam sposób w jaki wchodziłam. Początkowo wracałam stamtąd taksówką. Dzisiaj wolę pieszo. Przecież opatulona szalem imitującym koc, ubrana w pięć swetrów blondynka nie może wydawać się groźna, czy podejrzana dla środowiska kibicowskiego. Wśród wszystkich wysokich mężczyzn, ubranych w barwy klubowe i śpiewających niecenzuralne piosenki, nawet mnie nie widać! 



Szybko odnalazłam także drogę na Stadion Miejski w Gdyni. Pierwsza prośba do wykładowcy "mogę wyjść 30 minut przed końcem zajęć?" i odpowiedź na pytanie koleżanek o powód nieobecności na zajęciach "bo byłam na meczu". Ergo Arena również kryje przede mną coraz mniej tajemniczych przejść, zaś po FIFA Final Draw w Gdynia Arena czuję się jak u siebie. Nietypowe miejsca wizyt dla kobiety? Może i tak. Wielu galerii handlowych nie zlokalizowałam do dzisiaj i nic nie wskazuje na to, że zrobię to w najbliższej przyszłości. Osoba, która wymyśliła zakupy online, powinna dostać Nobla. 


Kto by pomyślał, że sport będzie miał na mnie taki wpływ? Praktycznie zorganizował moje życie. Decyzja o wyjeździe do Gdańska nie była zachcianką najmłodszego dziecka. Był to element całej układanki kariery. Nie myślałam o morzu i bezkarym wylegiwaniu się na plaży, choć mieszkając na Brzeźnie, bywałam tam bardzo często. Latem dostaję "fioła" na punkcie opalenizny. Sopot jako stolicę imprez omijam do tego stopnia, że ani razu tam nie byłam. Za to zrobiłam kilkanaście wywiadów, obejrzałam na żywo sporo meczów, miałam okazję odbyć na trybunach ciekawe rozmowy z przypadkowymi osobami. I co najważniejsze, spelniłam kilka marzeń. Jedne typowe, drugie mniej. Z jednej strony czuję się jak "independent women", zaś z drugiej ruszam z trzeciego biegu i mylę lewy kierunkowskaz z prawym. O skłonności do robienia selfie nie wspominając. Być kobietą to dla mnie znaczy widzieć szklankę zawsze do połowy pełną, a zmarszczki od uśmiechu są jedynymi, z których jestem potwornie dumna. I to nie tylko 8. marca!
Fot. Justyna Czubata