sobota, 22 września 2018

Czas ostatecznych rozstrzygnięć

Wszystko co dobre szybko się kończy. Dotyczy to również sezonu żużlowego. Aura daje znać, że z ciepłego lata pozostały już jedynie wspomnienia, a niezbędnikiem każdej stylizacji zaczyna być parasol. Już wkrótce żużlowcy schowają swoje motory do garaży na długie, zimowe miesiące. Nim jednak to nastąpi, czeka nas kwintesencja całego sezonu - wielkie finały. Czy poziom pierwszych, finałowych rywalizacji spełnił oczekiwania sympatyków żużla i czy pogoda nie popsuje wielkiego świętowania? 



Finałowe ściganie rozpoczął pojedynek pomiędzy kandydatami do awansu z Nice 1. LŻ. ROW Rybnik podejmował na własnym torze lidera sezonu zasadniczego - Speed Car Motor Lublin. Rybniczanie w niedzielę rozpoczęli walkę o powrót na żużlowe salony, zaś Motor stopniowo próbuje na nie wejść. Zdecydowanie więcej asów w rękawie mieli podopieczni Krzysztofa Mrozka. Atut własnego toru, komplet publiczności i charyzma prezesa, która udzieliła się także żużlowcom sprawiły, że pierwsze spotkanie rozstrzygnęło się na ich korzyść. Początek nie wskazywał, że mecz zakończy się czternastopunktową zaliczką rybniczan. Ci, którzy twierdzą, że pomiędzy Ekstraligą, a jej zapleczem jest przepaść, to podczas niedzielnego meczu finałowego mogli się złapać za głowy. Zobaczyli bowiem speedway na najwyższym poziomie. W żadnym biegu nie było grama przypadku. Już na pierwszy rzut oka było widać, że o awans jeżdżą dwie solidne drużyny z papierami na najdroższą ligę świata.

Zmagania o medale w PGE Ekstralidze zainaugurował mecz na wrocławskim Stadionie Olimpijskim. O brąz walczyła Sparta Wrocław z Włókniarzem Częstochowa. Spotkanie choć nosiło miano "małego finału" to wizualnie wyglądało lepiej od meczu o złoto. Ekipy Rafała Dobruckiego i Marka Cieślaka pokazały żużel na światowym poziomie. Wrocławianie z premedytacją wykorzystywali błędy gości z Częstochowy i dobijali ich zespołową jazdą. Maciej Janowski i spółka jadą do Częstochowy ze sporą zaliczką, bo 12 punktów na torze nie leży, ale przecież w żużlu przymiotnik "niemożliwe" nie istnieje. Dobitnie potwierdził to jeden z półfinałów w Szwecji. Mikkel Michelsen i jego Smederna ma receptę na odrabianie dwunastopunktowej straty i to jeszcze na wyjeździe.

Kibice i eksperci nie zostawili suchej nitki na pojedynku o złoto, nazywając ten mecz po prostu nudnym. Twórców memów poniosło, gdyż porównali niedzielny finał z Gorzowa do ulicznego chodnika. O wszystkim decydował start, nie było oczekiwanych mijanek i pojedynków na łokcie. Wielu zadziwił występ Janusza Kołodzieja. Przyszłoroczny uczestnik SGP nie zanotował nawet jednego oczka. Największym "Bykiem" w ekipie Piotra Barona okazał się Piotr Pawlicki. Obrońcy tytułu są w na tyle komfortowej sytuacji, bo przed nimi mecz u siebie, a dwa punkty straty to nie jest praktycznie żadna strata. Będą mieli za sobą komplet leszczyńskiej publiczności, co z pewnością ich poniesie.

Niedzielne mecze udowodniły, że spotkanie, spotkaniu nierówne. Najbardziej "napompowany" pojedynek, czyli mecz pomiędzy Stalą Gorzów, a Unią Leszno okazał się nudny i niegodny miana "grande finale". Co innego walka o brąz, która stanowił najlepszą reklamę żużla w Polsce. Nie zawiodły także drużyny z Nice 1. Ligi Żużlowej. ROW Rybnik i Motor Lublin swoją jazdą pokazali, że nadają się do Ekstraligi. Na pocieszenie dodam, że to jeszcze nie koniec atrakcji. Przed nami ostatnie dni tygodnia, którego zwieńczeniem będą  mrożące żużlową krew w żyłach pojedynki. Jesienna aura przedłuży niepewność sympatyków czarnego sportu. Odpowiedź na pytanie, kto okaże się najlepszą drużyną w kraju, poznamy z tygodniowym opóźnieniem. Kibice na nudę raczej nie będą mogli narzekać. Jestem tego bardziej niż pewna. Radzę jedynie zaopatrzyć się w parasol, bo może okazać się zbawienny.



Źródło: WybrzeżeTV
Fot. Yesforphotos

czwartek, 20 września 2018

Nie wyobrażam sobie Ekstraligi bez Falubazu

Sezon żużlowy na finiszu. Do rozegrania zostały ostatnie mecze finałowe, a po nich przyjdzie czas na baraże. Walka o Ekstraligę rozegra się pomiędzy Falubazem Zielona Góra i drużyną z Nice 1. Ligi Żużlowej. Dla zielonogórzan jest to pierwszy taki bój od kilku lat. Trudno było sobie wyobrazić fazę play - off bez Falubazu, a co dopiero PGE Ekstraligę. Przed podopiecznymi Adama Skórnickiego arcytrudne wyzwanie, bo nawet w samej końcówce dręczy ich pech. O kończącym się sezonie, przyczynach dramatycznej sytuacji drużyny jak i o celach indywidualnych opowiedział junior Falubazu Zielona Góra  - Sebastian Niedźwiedź.

Blondynka o sporcie: Zacznijmy od tego co najbardziej aktualne, czyli kontuzji Patryka Dudka. Złamana ręka lidera Falubazu stawia drużynę w bardzo niekorzystnej sytuacji przed batalią o Ekstraligę. Objawy paniki zaczęły się już pojawiać?
Sebastian Niedźwiedź: Jest to ogromny cios, bo Patryk jest liderem i jego obecność zawsze gwarantowała sporą liczbę punktów. Pozbawiono nas mocnego punktu.




W trwającym sezonie przez Falubaz przeszła plaga kontuzji. Po wygranej nad Unią Tarnów wydawać by się mogło, że wszystko pójdzie już z górki, ale w ćwierćfinale ligi szwedzkiej urazu nabawił się Piotr Protasiewicz, a później informacja o kontuzji Patryka. Można powiedzieć, że biednemu zawsze wiatr w oczy?
W tym roku mamy ogromnego pecha. Każdy stara się wykonywać swoją robotę najlepiej jak potrafi, ale na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Liczę, że do baraży wszystko się już ustabilizuje i będziemy walczyć o jak najlepszy wynik, czyli pozostanie w Ekstralidze.



Przed meczem z Unią Tarnów czuliście wyjątkowo dużą presję związaną z utrzymaniem Falubazu w PGE Ekstralidze?
Nasz spadek byłby ogromną sensacją. Sam nie wyobrażam sobie Ekstraligi bez Falubazu, bo jest to klub z wieloletnimi tradycjami. Przed meczem z Unią dało się odczuć tę "napinkę", a przecież byłem wtedy w trakcie leczenia kontuzji i obserwowałem wszystko z perspektywy parku maszyn. Chłopaki szli łeb w łeb i obrona przed spadkiem była pod znakiem zapytania. Całe szczęście udało się, a euforia na stadionie przypominała radość po zdobyciu medalu.



Zielonogórski klub reprezentujesz od wielu lat. W tym czasie zaznałeś jazdy o medale, a teraz przyszła pora na walkę o utrzymanie. Czujesz różnicę w podejściu do tych spotkań?
Jedziemy po to, żeby wygrać, więc ten stres odczuwa się w zarówno w jeździe o medale jak i o utrzymanie. W tym drugim przypadku wyzwanie jest jeszcze większe, bo jednym meczem mogliśmy zaprzepaścić to, na co pracowaliśmy cały sezon.
Fot. Mateusz Wójcik Photography

Wielu ekspertów twierdziło, że skład Falubazu na sezon 2018 nie pozwoli na walkę o medale, a bardziej o bój o utrzymanie. Czuliście sami, że Waszym przeznaczeniem będzie miejsce w dolnej części tabeli, a takie drużyny jak Unia Leszno, czy Stal Gorzów będą daleko poza zasięgiem?
W Lesznie, czy w Gorzowie są nazwiska. Twierdzę, że tegoroczny skład nie był zły, bo mieliśmy grono fajnych chłopaków. Trafiało się niestety tak, że w jednym tygodniu ktoś miał dobry mecz, za to drugi, łapał zadyszkę. W następnym ten co miał zadyszkę, robił dużo punktów, a ktoś inny zaliczał gorsze spotkanie. Nie było równości w naszej jeździe.



Kontuzje i wahania formy są głównymi sprawcami niskiej pozycji Falubazu?
Tak, to były największe minusy tego sezonu. Nie sprzyjał nam także tor w Zielonej Górze i byliśmy ubożsi o atut własnego toru. Składowa tych trzech, zadecydowała o tak niskiej pozycji w tabeli.



Ciebie z jazdy w "meczu o wszystko" wykluczyła kontuzja. Złość po tym urazie była spotęgowana przez fakt, że nie pomożesz drużynie w tym najważniejszym momencie?
Złość oczywiście była, bo to jest kolejny sezon z rzędu, w którym kontuzja dotyka mnie na koniec sezonu. Łapię formę, chcę pokazać się światu z najlepszej strony i nagle wpada kontuzja i zaprzepaszcza to, na co tak ciężko pracowałem. Mimo to nie poddaje się i robię wszystko, by wracać coraz silniejszym.



O ile przegrałeś walkę z czasem?
To była kwestia kilku dni, bo dość szybko zacząłem chodzić o kulach, później wyjście na tor i zrobienie całego kółka dużo mi dało, bo noga zaczęła zupełnie inaczej pracować. Lekarze z CMS Olimp, w tym doktor Zapotoczny, robili wszystko, bym mógł wrócić jak najszybciej.
Fot. Foto Forysiak

Wracasz do dyspozycji, którą prezentowałeś przed skręceniem kostki?
Jestem już po treningu z chłopakami. Ścigaliśmy się spod taśmy i nie czułem żadnego regresu formy. Stopa oczywiście jest trochę słabsza, bo leżakowała przez pewien czas, ale wracam do tego, co było przed urazem.




Pomimo młodego wieku, jesteś żużlowcem mocno doświadczonym przez kontuzje. Powiedz, który powrót jest dla Ciebie trudniejszy: fizyczny, czy psychiczny?
Jedno i drugie odgrywa istotną rolę. Fizycznie trzeba nadrabiać zaległości, a w głowie pojawiają się niepotrzebne myśli. Za każdym razem udawało mi się wracać i również czułem się silniejszy.



Zastanawiasz się, w którym miejscu mógłbyś być, gdyby nie wszystkie urazy?
Z pewnością byłbym dalej. Przez kontuzje straciłem dużo czasu, jazdy i doświadczenia. Kiedy chłopaki jeździli i zasuwali, ja siedziałem w domu i oglądałem.



Trwający sezon jest Twoim ostatnim w formacji juniorskiej. Czujesz się gotowy na seniorskie ściganie?
Zależy od tego jak będą wyglądać moje ścieżki. Sezon jeszcze trwa i chcę się w nim pokazać z jak najlepszej strony. Nie wiem co będzie za rok. Żużel jest sportem, w którym ogromną rolę odgrywają pieniądze. Na pewno podejmę wyzwanie i będę walczyć dalej.
Obraz może zawierać: 3 osoby, uśmiechnięci ludzie, ludzie stoją, stadion i na zewnątrz
Fot. www.falubaz.com

Sprzętowo już się przygotowujesz do następnej wiosny?
Mam plan wymiany parku maszyn i myślę o nowych rzeczach. Kontuzje pokrzyżowały mi wiele planów związanych z inwestycjami w sprzęt, bo trochę pieniędzy uciekło. Całą uwagę skupiam jeszcze na tym sezonie, a na myślenie o przyszłym sezonie będę miał czas zimą.



Widzisz swoje nazwisko w ekstraligowych składach, czy jesteś realistą i wiesz, że trzeba będzie zejść do niższej ligi, by szukać regularnej jazdy?
Chciałbym zostać w Ekstralidze, ale to zależy od klubów i ich zainteresowania moją osobą. Ważną rolę będzie odgrywał także sprzęt, bo tego typu wzmocnienie będzie obowiązkiem. Walkę podejmę, ale co będzie, zobaczymy.



Kończąc naszą rozmowę, powiedz mi proszę, czy Ekstraliga czymś Cię zaskoczyła w obecnym sezonie? Oczywiście poza miejscem Falubazu.
Było kilka spotkań, których rezultat zaskakiwał, ale to jest speedway i tutaj wszystko jest nieprzewidywalne.



W momencie poznania składów Unii Leszno i Stali Gorzów nie wierzyłeś, że mogą zajść do wielkiego finału?
Od początku było wiadomo, że z takimi składami będą raczej w czołówce. Sezon sezonowi nierówny, ale tam jeżdżą zawodnicy, którzy osiągnęli bardzo dużo w żużlu i z takim doświadczeniem nie są chłopcami do bicia.



Kto lepszy w barażach: Motor Lublin, czy ROW Rybnik?
Oba zespoły są mocne i w Lublinie wszystko może się jeszcze zdarzyć.



Czego Ci życzyć na nadchodzący i niezwykle trudny czas?
Zdecydowanie, żeby obyło się bez kontuzji, a z resztą sobie poradzę.




Fot. Yesforphotos