Finałowe ściganie rozpoczął pojedynek pomiędzy kandydatami do awansu z Nice 1. LŻ. ROW Rybnik podejmował na własnym torze lidera sezonu zasadniczego - Speed Car Motor Lublin. Rybniczanie w niedzielę rozpoczęli walkę o powrót na żużlowe salony, zaś Motor stopniowo próbuje na nie wejść. Zdecydowanie więcej asów w rękawie mieli podopieczni Krzysztofa Mrozka. Atut własnego toru, komplet publiczności i charyzma prezesa, która udzieliła się także żużlowcom sprawiły, że pierwsze spotkanie rozstrzygnęło się na ich korzyść. Początek nie wskazywał, że mecz zakończy się czternastopunktową zaliczką rybniczan. Ci, którzy twierdzą, że pomiędzy Ekstraligą, a jej zapleczem jest przepaść, to podczas niedzielnego meczu finałowego mogli się złapać za głowy. Zobaczyli bowiem speedway na najwyższym poziomie. W żadnym biegu nie było grama przypadku. Już na pierwszy rzut oka było widać, że o awans jeżdżą dwie solidne drużyny z papierami na najdroższą ligę świata.
Zmagania o medale w PGE Ekstralidze zainaugurował mecz na wrocławskim Stadionie Olimpijskim. O brąz walczyła Sparta Wrocław z Włókniarzem Częstochowa. Spotkanie choć nosiło miano "małego finału" to wizualnie wyglądało lepiej od meczu o złoto. Ekipy Rafała Dobruckiego i Marka Cieślaka pokazały żużel na światowym poziomie. Wrocławianie z premedytacją wykorzystywali błędy gości z Częstochowy i dobijali ich zespołową jazdą. Maciej Janowski i spółka jadą do Częstochowy ze sporą zaliczką, bo 12 punktów na torze nie leży, ale przecież w żużlu przymiotnik "niemożliwe" nie istnieje. Dobitnie potwierdził to jeden z półfinałów w Szwecji. Mikkel Michelsen i jego Smederna ma receptę na odrabianie dwunastopunktowej straty i to jeszcze na wyjeździe.
Kibice i eksperci nie zostawili suchej nitki na pojedynku o złoto, nazywając ten mecz po prostu nudnym. Twórców memów poniosło, gdyż porównali niedzielny finał z Gorzowa do ulicznego chodnika. O wszystkim decydował start, nie było oczekiwanych mijanek i pojedynków na łokcie. Wielu zadziwił występ Janusza Kołodzieja. Przyszłoroczny uczestnik SGP nie zanotował nawet jednego oczka. Największym "Bykiem" w ekipie Piotra Barona okazał się Piotr Pawlicki. Obrońcy tytułu są w na tyle komfortowej sytuacji, bo przed nimi mecz u siebie, a dwa punkty straty to nie jest praktycznie żadna strata. Będą mieli za sobą komplet leszczyńskiej publiczności, co z pewnością ich poniesie.
Niedzielne mecze udowodniły, że spotkanie, spotkaniu nierówne. Najbardziej "napompowany" pojedynek, czyli mecz pomiędzy Stalą Gorzów, a Unią Leszno okazał się nudny i niegodny miana "grande finale". Co innego walka o brąz, która stanowił najlepszą reklamę żużla w Polsce. Nie zawiodły także drużyny z Nice 1. Ligi Żużlowej. ROW Rybnik i Motor Lublin swoją jazdą pokazali, że nadają się do Ekstraligi. Na pocieszenie dodam, że to jeszcze nie koniec atrakcji. Przed nami ostatnie dni tygodnia, którego zwieńczeniem będą mrożące żużlową krew w żyłach pojedynki. Jesienna aura przedłuży niepewność sympatyków czarnego sportu. Odpowiedź na pytanie, kto okaże się najlepszą drużyną w kraju, poznamy z tygodniowym opóźnieniem. Kibice na nudę raczej nie będą mogli narzekać. Jestem tego bardziej niż pewna. Radzę jedynie zaopatrzyć się w parasol, bo może okazać się zbawienny.
Źródło: WybrzeżeTV |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz