piątek, 9 lutego 2018

O celach się nie opowiada tylko się je realizuje

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Słuszność tego stwierdzenia już wiosną będzie mógł zweryfikować Grzegorz Zengota - wychowanek Falubazu Zielona Góra, który wraca do rodzinnego miasta po pięcioletniej przerwie. Zarówno klub jak i kibice chcą powrotu na podium, a eksperci nie widzą tam zielonogórskich żużlowców. Zengiemu takie opinie nie przeszkadzają. W poniższym wywiadzie przeczytacie o tym, ale także o powrocie na stare śmieci, wychodzeniu z opresji i działalności publicystycznej. Zapraszam Was serdecznie do lektury!


Blondynka o sporcie: Nie mogę zacząć inaczej niż "witaj w domu"! Odczuwasz coś w rodzaju wyjątkowego wyczekiwania na nadchodzący sezon? 
Człowiek na co dzień jest zbyt mocno pochłonięty różnymi obowiązkami i przygotowaniami. Jesteśmy w okresie kiedy słońce wychodzi, dzień robi się dłuższy i cieplejszy, więc czuć nadchodzący  sezon. Obowiązki też nie robią się z niczego. Czasu jest coraz mniej i trzeba wszystko dopinać na ostatni guzik, by w trakcie sezonu mieć czystą głowę i skupić się na tym co ważne, czyli wyniki sportowe.



Fakt powrotu do macierzystego klubu nie zmienia Twojego podejścia?
Wracam do Zielonej Góry, miasta, które utożsamiam z domem, wspomnieniami początku moich startów, więc dodatkowe emocje w związku z tym również się udzielają, ale trochę w swoim życiu już przeżyłem i podchodzę do tego ze spokojem.




Wracasz do Zielonej Góry starszy, bogatszy o lata doświadczeń. Myślisz, że to wystarczy, aby stać się liderem Falubazu?
Zrobię wszystko, aby się stać liderem, a także podołać tej funkcji. Trudno jest przewidzieć co wydarzy się w trakcie sezonu. Jestem daleki od deklaracji typu "będzie cudownie". To jest przyszłość. O ile będzie zdrówko, kontuzje będą omijały to myślę, że jest dobra pozycja wyjściowa, a efekty końcowe później ocenią kibice, dziennikarze.


Decyzja o wyjeździe z Leszna była trudna do podjęcia?
Nie było łatwo wyjechać z Leszna, bo spędziłem tam dużo czasu, zżyłem się z ludźmi, ale patrząc perspektywicznie, na aspekty sportowe była to decyzja konieczna do podjęcia. Jazda na torze, czyli realizowanie się w tym co jest moją pasją i jednocześnie zarabianie tym na życie, jest dla mnie najważniejsze i nie mogę tego zaniedbać.
źródło: Facebook/ Zengi Racing 

Mostów za sobą jednak w Lesznie nie spaliłeś?
Nie, odchodziłem z Leszna w przyjaznej atmosferze. Miałem dobre relacje zarówno z klubem jak i z kibicami.



Zielonogórscy kibice z niecierpliwością czekali aż Twój transfer zostanie oficjalnie potwierdzony. Oczekiwania względem Twojej osoby są duże.
Sezon pokaże jak to będzie wyglądało. Chcę, żeby wszystko szło po mojej myśli, a także kibiców. Życie jednak pisze własne scenariusze. Mógłbym powiedzieć, że będę robił komplety, ale co w sytuacji kiedy nie uda się tego zrealizować? Wtedy będę postrzegany jako ten, który naopowiadał, ale nic z tego nie zrealizował. Wolę robić swoje, wykonywać swoją pracę należycie i nie skupiać się na deklaracjach słownych.



Nie rzucasz słów na wiatr?
Chcę mieć czyste sumienie przed samym sobą. Kiedyś zdeklarowałem się, że będę jeździć w Falubazie do końca kariery i zostanę drugim Andrzejem Huszczą. Życie zweryfikowało to na swój sposób.



Jeśli chodzi o drużynę to przed Wami sezon, w którym zdaniem ekspertów nie będziecie występować w roli faworyta.
Cieszę się z tego powodu. Nie ma żadnej spirali nakręcanej wokół nas. Motywuje nas także do tego, żeby pokazać niedowiarkom naszą wartość. Mówi się, że w Falubazie nazwiska zawodników nie robią wrażenia, ale ja z doświadczenia wiem, że nazwiska nie jeżdżą. Każdy sezon rządzi się swoimi prawami. To co było w poprzednim jest już historią. A media jak to media. Muszą mieć o czym pisać.



Chcecie zaskoczyć środowisko żużlowe?
Jeśli uda się zrealizować to co sami sobie założyliśmy, radość będzie ogromna. Dla nas każda pozycja medalowa, a nawet udział w fazie play-off będzie dużym sukcesem i będziemy się z tego cieszyć.



Jesień w Falubazie była okresem zmian zarówno jeśli chodzi o zawodników, ale także sztab trenerski. Tobie postać Adama Skórnickiego nie jest obca?
Z Adamem pracowaliśmy w ubiegłym roku indywidualnie. Pomagał mi wyjść z trudnej sytuacji, w której się znalazłem i sądzę, że nam się to udało. Można nas nazwać mistrzami świata w wychodzeniu z opresji, więc dołożymy wszelkich starań, aby nadchodzący sezon zakończyć z jak najlepszym wynikiem.
źródło: Facebook/ Zengi Racing

Niedawno zakończyliście obóz w Szklarskiej Porębie. Wspólnie spędzony czas pozwolił drużynie na integrację?
Spędziliśmy ze sobą kilka dni. Z niektórymi zawodnikami nie było wystarczającego kontaktu w parku maszyn, więc nadrobiliśmy to właśnie w trakcie pobytu w górach. Jesteśmy też zespołem zbudowanym diametralnie inaczej i potrzebowaliśmy czasu, który mogliśmy spożytkować na wspólne treningi, a także na czas wolny w pokojach, gdzie można było rozmawiać do woli.



Myślisz, że uda się Wam stworzyć monolit podobny do tego z sezonu 2016 kiedy drużyna zajęła 3. miejsce, pomimo wielu przeszkód w trakcie trwania sezonu?
Oczywiście, że jest szansa i do tego dążymy. Każdy z nas wie jakie są oczekiwania, a atmosfera zdecydowanie bardziej pomoże niż zaszkodzi w uzyskiwaniu dobrych wyników sportowych. Nie ma wśród nas rywalizacji, która mogłaby wprowadzać zły klimat w drużynie. Myślę, że daje nam to coś w rodzaju przewagi nad innymi zespołami, bo charakterologicznie drużyna jest ścięta na miarę.



Zazwyczaj mówi się, że rywalizacja podnosi poziom rozgrywek.
Mamy taki system funkcjonowania jako drużyna żużlowa. Czym innym jest rywalizacja w piłce nożnej. Można powiedzieć, że piłkarze są spokojni o swój byt. Inaczej wygląda to w żużlu, gdzie zawodnicy wszystko pakują w sprzęt, muszą opłacać mechaników i wiele innych zobowiązań. Jeśli nie robi się punktów lub wypada się ze składu to sytuacja bardzo się komplikuje, tworzy się nerwówka, która nie służy całej drużynie. Ciężko robić dobrą minę do złej gry. Na początku poprzedniego sezonu sam znalazłem się na dosyć ostrym zakręcie, ale nie obwiniałem w żaden sposób drużyny, wręcz przeciwnie. Spierałem ją jak tylko mogłem i cieszę się, że udało się kryzys pokonać.


Zdołałeś zażegnać kryzys, przyczynić się do mistrzostwa dla Unii Leszno i niedawno otrzymałeś nominację do kadry. Można powiedzieć, że wróciłeś z tarczą.
Udało się wyjść z opresji i mam nadzieję, że nigdy nie znajdę się w tak trudnej sytuacji, nie będę musiał ponownie tego przeżywać. Chciałbym zrewanżować się za zaufanie, którym obdarzono mnie w Zielonej Górze i stać się liderem drużyny. Wszystko jest w moich rękach.



Żużlowa reprezentacja w minionym sezonie była nie do zatrzymania. Sądzisz, że może być jeszcze lepiej?
Jeśli chodzi o nasze, krajowe podwórko to poziom sportowy jest bardzo wysoki. Teraz Drużynowego Pucharu Świata nie będzie, zastąpiony zostanie mistrzostwami świata par, więc ta rywalizacja się jeszcze bardziej zawęzi. Jednak dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.



Wspomniałeś o decyzji federacji w sprawie zastąpienia DPŚ mistrzostwami świata par. Uważasz, że to słuszne rozwiązanie?
Najlepszym wyjściem byłaby sytuacja kiedy te dwie imprezy się przeplatały. W jednym roku Puchar Świata, a w drugim mistrzostwa świata par. Obie imprezy mogłyby być bardzo prestiżowe, przyciągnęłyby rzeszę kibiców. W ubiegłym roku Puchar Świata w Lesznie był fantastycznym przedsięwzięciem organizacyjnym i widowiskiem sportowym. Mieliśmy komplet publiczności. Jeżeli wszędzie ta impreza wyglądałaby tak jak rok temu w Lesznie to nie dyskutowalibyśmy o tym, czy jest sens jej organizacji. Może forma konkursu nie była do końca właściwa. Wypadałoby wciągnąć w to większą liczbę nacji, wtedy kibic byłby bardziej zaciekawiony. Brakuje też tego, że zawody nie są pokazywane w otwartym kanale. Żużel jest na tyle emocjonujący i ciekawy, że ludziom by się to mogło spodobać.



Wróćmy jeszcze do Twojej osoby. Jakie cele stawiasz sobie na nadchodzący sezon?
Cele zawsze stawiam sam przed sobą, bo opowiadanie o nich nie przyniesie niczego dobrego. Wiem co robić, na czym się skupiać i nie czuję  potrzeby opowiadania o tym. Wychodzę z założenia, że o celach się nie mówi, tylko się je realizuje.

źródło: Facebook/ Zengi Racing



Twoje poczynania nie ograniczają się wyłącznie do roli zawodnika. Działalność publicystyczna również nie jest Ci obca?
Nie jest mi obca, ale ciężko mi usiąść i opracować dany materiał. W wolnej chwili staram się przykładać do tego, bo dla mnie jest to dodatkowy kontakt z kibicami. Wszystkie opinie, spostrzeżenie płyną głęboko ode mnie. Ludzie mogą poznać moje opinie na dane tematy, więc jeśli to nie koliduje z terminarzem to staram się przykładać do pisania.


A komentowanie?
Komentowanie jest nowym zajęciem, w które się zaangażowałem. Po kilku wystąpieniach przed kamerą zebrałem nawet dobre opinie. Nie zapominam jednak o tym co jest dla mnie najważniejsze, ale opowiadanie o tym również jest dla mnie świetną zabawą. Cieszę się, że mogę brać udział w tych fantastycznych widowiskach, być ich częścią. Grand Prix jest szczytem naszych rozgrywek, więc jeśli nie mogę występować jako zawodnik to cieszę się, że uczestniczę w tym właśnie w takiej formie. Mam jednak nadzieję, że doczekam startów w GP jako zawodnik. Zawsze mogę sobie tłumaczyć, że nie jadę oglądać meczu, a jadę do pracy. Moim marzeniem zawsze będzie występ jako zawodnik GP.



Czyli po wieloletniej, bogatej w trofea karierze nie będziesz mógł narzekać na nudę?Żeby kariera była bogata to jeszcze dużo pracy przede mną. Wierzę, że uda mi się zrealizować to co sobie założyłem i będę mógł być dumny ze swoich osiągnięć. 


Fot. Justyna Liwocha - Yesforphotos