niedziela, 13 marca 2016

Z presją żyjemy cały czas...

Jeżeli komuś kiedyś przyjdzie na myśl, powiedzieć mi, że marzenia nie mają sensu, to będę zmuszona go wyprowadzić z błędu, bo jestem dobrym przykładem na to, że tak nie jest! Ja swoje pragnienia nieustannie spełniam od roku i jest mi z tym bardzo dobrze!
W taki oto sposób pojechałam "sama" do Poznania by porozmawiać z Tomaszem Kędziorą -  dobrym piłkarzem, prawym obrońcą Kolejorza i reprezentantem Polski.



Blondynka o sporcie: Przybliż okoliczności podpisania swojego pierwszego kontraktu z Lechem Poznań.

Tomasz Kędziora: Jako 15-latek dostałem zaproszenie do Lecha na testy trzydniowe do Wronek i tam wypadłem na tyle dobrze, że chcieli ze mną podpisać kontrakt w zimie 2010 roku, ale ja zdecydowałem zostać jeszcze pół roku w Zielonej Górze i dopiero po tym czasie podjąłem decyzję o wyjeździe.



Dlaczego decyzję o przejściu do Lecha odłożyłeś na 6 miesięcy?

Chciałem dokończyć naukę w gimnazjum i potrenować trochę z seniorskim zespołem.



Jak przyjęto zawodnika z Zielonej Góry - miasta, które akurat mało słynie z piłki nożnej, w potędze polskiego footballu?
Przechodziłem do drugiego zespołu można powiedzieć, do Młodej Ekstraklasy i tam nikt nie patrzył na to, skąd ktoś przychodzi. Byliśmy chłopakami, którzy się dość dobrze rozumieją z racji podobnego wieku. Było tam też kilku moich kolegów z młodzieżowej reprezentacji i nie miałem dużych problemów z aklimatyzacją, czy wprowadzeniem się do drużyny.



Jakie były Twoje odczucia po pierwszej wizycie w szatni drużyny seniorskiej?
Kiedy to było?! (śmiech) Pierwsza wizyta wypadła w czasie turnieju Remes Cup Extra tutaj w Poznaniu. Miałem wtedy 16 lat i to było ogromne przeżycie, bo to pierwszy taki duży turniej i to jeszcze transmitowany w telewizji  i nie ukrywam, byłem bardzo podekscytowany.




Miewałeś problemy z aklimatyzacją w zespole?
Jako młody człowiek, wiadomo, że się wszystkiego obawiasz, boisz się jak to będzie, jak będą wyglądać treningi, ale na szczęście są starsi zawodnicy, którzy pomagali nam młodym wejść do drużyny. Mnie się udało spotkać takich ludzi jak Ivan Djurdjević, Grzesiu Wojtkowiak, którzy bardzo nam pomogli się zintegrować.




Dość  powszechne zjawisko jakim jest "woda sodowa" jest Ci znane?
Nie, myślę, że to mnie jakoś ominęło. Sądzę, że od czasu, kiedy byłem zawodnikiem z Zielonej Góry, tutaj w Poznaniu niewiele się zmieniłem.




Opisz swoje relacje ze starszymi, bardziej doświadczonymi zawodnikami typu Rafał Murawski, czy wspomniany wcześniej Grzegorz Wojtkowiak.
Grzesiu Wojtkowiak dużo mi pomagał, podpowiadał, bo gramy na tej samej pozycji, a z kolei Rafał Murawski był takim zawodnikiem, od którego zawsze biła taka "mega duża" charyzma, zawsze bardzo szanowany w szatni, krótko mówiąc - prawdziwy kapitan.




Twoje pierwsze spostrzeżenia: UKP Zielona Góra - Lech Poznań?
Wielkość klubu przede wszystkim i cała baza treningowa. Wszystko zawsze było poukładane i dopięte na ostatni guzik. Nie mówię, że w Zielonej Górze było źle, ale dało się zauważyć pewien przeskok.



Tomasz Kędziora swoją przygodę z piłką zaczynał w UKP Zielona Góra

Kto zaszczepił w Tobie pasję do piłki nożnej?
Chyba miałem to przekazane w genach, bo mój tata też grał w piłkę i od małego jeździłem na jego mecze, ale kopać nauczyła mnie mama.



Dlaczego mama?
Tata zawsze był gdzieś na zgrupowaniach, meczach i zwyczajnie nie miał czasu, dlatego kopałem piłkę z mamą.



Miałeś nawet okazję trenować pod czujnym okiem trenera - taty.
Mało trenowałem u niego, ale miło to wspominam i jeśli tylko miałem okazję, szedłem na dodatkowy trening. Bardzo dużo nauczył mnie jako trener i przede wszystkim jako tata, bo to w sumie on ukształtował mnie jako człowieka.




Mogłeś liczyć na taryfę ulgową?
Nie, nie! Wymagał ode mnie więcej niż od innych zawodników.




Swój debiut w barwach Lecha zaliczyłeś w zremisowanym meczu Ligii Europy w lipcu 2012 roku, ale w Ekstraklasie zadebiutowałeś 27.10.2012 roku, w przegranym meczu z Jagiellonią Białystok 0:2. Pierwsze wrażenia po wejściu na boisko?
To takie mieszane uczucia. Ja na swój debiut czekałem bardzo długo, bo ponad rok byłem w pierwszej drużynie i nie mogłem się doczekać, kiedy zagram swoje pierwsze spotkanie tutaj na Bułgarskiej w Ekstraklasie. Wtedy pierwsze marzenia, można powiedzieć, że się spełniły. Wiadomo, że był niedosyt, bo nie udało się wygrać, ale dla mnie to był duży krok, przełomowy, bo od tego czasu zacząłem dostawać więcej szans. Dużo spotkań gramy. Raz się przegrywa, raz wygrywa, ale dla mnie to był wyjątkowy czas, który zawsze będę pamiętał.




Który sezon w Lechu wspominasz najmilej?

Ubiegły, czyli ten mistrzowski. Jak do tej pory był najlepszy w moim życiu. Mam nadzieję, że kiedyś będą jeszcze lepsze, ale zdobycie mistrzostwa to było ogromne przeżycie dla mnie, całej drużyny jak i dla całego Poznania, co ten sezon bardzo wyróżnia.


W 2015 roku Tomek zdobył z Lechem Mistrzostwo Polski

Wchodząc na murawę, czułeś presję ze strony kibiców?
Oczywiście, bo debiutowałem w wieku 18 lat. To nie jest łatwe wejść na murawę, gdzie jest pełno kibiców i każdy liczy na ciebie, że przyczynisz się do wygranej całej drużyny. Negatywnego nacisku nie czułem, tylko energię, która mnie napędzała.
Z presją żyjemy cały czas, bo tutaj w Poznaniu wymagania są ogromne. Każda porażka niesie za sobą duże niezadowolenie i po prostu trzeba wygrywać wszystkie spotkania.



Jeśli już jesteśmy przy kibicach, powiedz czy reagowali wrogo na Waszą obecność w mieście, w okresie, kiedy nie rozpieszczaliście ich wynikami?
Może nie wrogość, ale zdenerwowanie. To było zarówno w nas jak i w nich. Podobnie przeżywaliśmy to, że nie możemy wygrać meczu i w pełni ich rozumiem.




Bardzo chciałabym Cię zapytać o Twój stosunek do Legii Warszawa? Coś się zmieniło po Twoim przyjściu do Poznania?
Od małego razem z tatą przyjeżdżałem tutaj na mecze, na Bułgarską. Wiadomo, że nie byłem na każdym, a na Legii nie miałem okazji być. Szanuję ten klub, bo niczego złego mi nie zrobili więc nic do nich nie mam. (śmiech)




35 występów, 3 bramki i 6 asyst w sezonie 2014/2015 w Ekstraklasie,  to Twoim zdaniem dobry wynik, jak na prawego obrońcę?
Myślę, że całkiem niezły jak na bocznego obrońcę. Zaowocowało to powołaniem do pierwszej reprezentacji. Niestety nie udało mi się tam zagrać, ale wiem, że zwróciłem kogoś uwagę. Wszystko idzie w dobrym kierunku, aby dalej asystować lub samemu strzelać bramki i zobaczymy co to będzie w przyszłości.
Źródło: lechnews.pl

Opisz swój udział w reprezentacjach młodzieżowych.
Od 15 roku życia byłem powoływany do pierwszej reprezentacji młodzieżowej. Początkowo przyjeżdżałem tylko na konsultacje. W wieku 16 lat powołano mnie na turniej międzynarodowy i od tego czasu zawsze jestem na zgrupowaniu, jeśli jest.



Jakie doświadczenia stamtąd wyniosłeś?
Nauczyłem się grać dla Polski, bo to jest wielka duma reprezentować kraj, pokazać się przed całą Polską jako zawodnik tutaj z Lecha. Generalnie gra w reprezentacji to ogromna duma!




Jaka była Twoja reakcja na wiadomość o powołaniu do seniorskiej kadry na mecz z Gruzją?
Przede wszystkim zaskoczenie, bo nie spodziewałem się, że zostanę powołany do pierwszej reprezentacji wśród zawodników, których oglądałem wcześniej tylko w telewizji.
Byłem bardzo podekscytowany, ale jechałem też z dużą nadzieją na to zgrupowanie, ale niestety nie udało mi się zagrać.

Czułeś żal z tego powodu, że całe 90 minut oglądałeś mecz z perspektywy ławki rezerwowych?
Czy żal? Byłem trochę zdenerwowany, wcześniej złapałem kontuzję i nie było szans, żebym zagrał w pierwszym meczu, bo był to mecz eliminacyjny, a ja na zgrupowanie przyjechałem po raz pierwszy. Przed drugim meczem z Grecją rozmawiałem z trenerem i miałem już zagrać. Czuję trochę żal, mam pretensje do siebie, ale takie jest życie, że zdrowie nie pozwala na wszystko.





Wróćmy do Lecha. Twoim zdaniem, co zmieniło się w klubie po odejściu Macieja Skorży?
Mieliśmy gorszy okres za trenera Skorży i zarząd, prezesi podjęli decyzję, że trzeba coś zmienić i tak przyszedł trener Jan Urban i można powiedzieć, że zaczęliśmy wygrywać. Bywały gorsze momenty wiadomo, ale nowy trener wprowadził trochę więcej tego uśmiechu, a na treningach, nie powiem, że luzu, ale taką pozytywną energię. Teraz w klubie mamy bardzo dobrą atmosferę.




Zmiana trenera dotknęła Ciebie jakoś osobiście?
Osobiście mnie nie dotknęła. Grałem wtedy i gram teraz. Różnica pomiędzy trenerami oczywiście jest, ale nie jest jakaś kolosalna. Nie robimy rzeczy z kosmosu, treningi są podobne, ale obecny trener ma swoje metody, ale wielce się nie różnią. Jedno co się na pewno nie zmieniło, to nasza ciężka praca, bo zawsze ciężko pracujemy!




Prawdą jest, że w wolnym czasie czytasz książki?
Coś tam lubię. Teraz czytałem książki o mafii autorstwa Jarosława "Masy" Sokołowskiego, a także zdarza się czytać biografie sportowców m.in. piłkarzy, coś o Novaku Djokovicu oraz kilka kryminałów. W końcu są inne rozrywki niż książki.





Przed przyjściem do Lecha, widziałeś dla siebie jakąś inną alternatywę?
Miałem kilka propozycji, żeby zmienić klub, ale wybrałem Lecha i myślę, że bardzo dobrze wybrałem





A coś poza piłką?
Myślałem, że zostanę w Zielonej Górze w liceum i pójdę na studia, a w piłkę będę grał dodatkowo. Nie wiedziałem, że tak się wszystko potoczy. Pewnie, jakbym nie grał w piłkę zająłbym się czymś innym.




Gdzie Ci się najlepiej odpoczywa?
W domu rodzinnym, w Sulechowie. Najlepiej między swoimi ludźmi, czyli rodziną, znajomymi i tego miejsca nie zmieniłbym nigdy!





Podsumowując, jakim typem człowieka jest Tomek Kędziora?
Raczej otwartym człowiekiem jestem. Nie mam problemów, żeby z kimś porozmawiać, nawet z osobą, która zaczepi mnie gdzieś na ulicy, ale żeby się tak w pełni otworzyć muszę się przekonać. Także z jednej strony otwarty, a z drugiej zamknięty więc jeśli już komuś zaufam to jestem w stanie zrobić bardzo wiele dla takiej osoby.



Dziękuję z całego serca wszystkim tym, którzy mój wyjazd do Poznania przeżywali razem ze mną!
Jesteście cudowni! :*

czwartek, 4 lutego 2016

Pierwszą analizę, zaczynam od siebie

Naszedł długo wyczekiwany przeze mnie moment. W końcu mogłam przeprowadzić wywiad z osobą, która jest mi bardzo bliska, a swoją postawą Kamil udowodnił, że ciężka, uczciwa praca popłaca. Jest jedną z tych osób, dzięki którym jestem właśnie w tym miejscu. Kamil oprócz tego, że jest dobrym człowiekiem, jest także świetnym piłkarzem, lewym obrońcą i kapitanem Korony Kielce, jednym z najlepszych lewych obrońców w Polsce.

Blondynka o sporcie: Skąd fascynacja piłką nożną i na jakim etapie zadecydowałeś, że to właśnie ona będzie Twoją profesją?
Kamil Sylwestrzak: Fascynuję się piłką nożną od dziecka, kiedy to razem z kolegami i bratem grałem w piłkę, czyli od kiedy sięgam pamięcią a zaraził mnie tym mój wujek,a konkretnie brat mojej mamy, który był fanem FC Barcelony. Zawsze chciałem grać zawodowo, ale momentem, w którym zadecydowałem o karierze piłkarskiej był pobyt w Chojnicach, kiedy grałem w tamtejszej    Chojniczance.
Chojniczanka Chojnice 2012/2013
Jakie trudności spotkałeś w swojej karierze piłkarskiej?
Pewnie, że trudności były. Niestety, ale w Polsce mamy bardzo ciężkie realia jeśli chodzi o piłkę nożną. Jest wiele klubów, które kombinują jak oszukać zawodnika, aby zaoszczędzić parę groszy. Ja w swoim życiu przeżyłem to dwa razy, podczas grania w Kostrzynie i Gnieźnie.




Jak się z nimi uporałeś?
Pomagała mi mama i wujek, bo inaczej, bez ich pomocy byłoby ciężko.



Zanim dotarłeś do Korony grałeś m.in. Ilance Rzepin, Chrobrym Głogów, Chojniczance, czyli III/II liga? Ta tułaczka po dalekim zapleczu Ekstraklasy czegoś Cię nauczyła? Którą drużynę wspominasz najbardziej życzliwie?
Przede wszystkim nauczyła mnie pokory. Wielu zawodników, którzy nie grali w niższych ligach
często nie doceniają tego co mają. Mi to nie grozi, głupoty mi nie w głowie (śmiech).

Którą drużynę wspominasz najbardziej życzliwie? 
Jeśli chodzi o drużynę, to w każdej mam kilku znajomych, a w niektórych nawet przyjaciół, więc ciężko mi jedną wyróżnić.


Pierwsze spostrzeżenia: różnica pomiędzy klubami z ekstraklasy, a tymi z niższych lig?
W tym przypadku największą różnicą jest organizacja w klubie. Nie jest tajemnicą, że w niższych ligach wielu podstawowych rzeczy brakuje, a tutaj wszystko jest i dodatkowo podstawiane pod nos. Nic tylko trenować!




Jak chłopaka, który przyszedł do Korony Kielce z Chojniczanki, pochodzącego "gdzieś" z zachodniej Polski przywitała kielecka śmietanka (Golański, Lisowski, Sobolewski) ? 
Na całe szczęście znałem wcześniej Liska i Janotka i to oni bardzo pomogli mi błyskawicznie wkomponować się w zespół.



Twój pierwszy mecz w ekstraklasie - występ w Szczecinie - porażka 2:1. Co czułeś po wejściu na murawę? 

Szczerze mówiąc to pierwszy mecz mnie specjalnie nie stresował,bo dość długo na ten debiut czekałem i chyba brakło czasu na nerwy. Jego miejsce zajęła radość.
Korona Kielce
Co zostało z Kamila - debiutanta?
Hmm, co zostało z tamtego Kamila? Myślę, że jednak wiele, jednak podejście do piłki i życia mam obecnie bardziej dojrzałe.




Sezon 2012/2013 w Koronie - 2 spotkania, 2 szanse od Leszka Ojrzyńskiego, ale dwie porażki. Jakie były Twoje refleksje po zakończeniu tego sezonu, może czułeś się wtedy niedoceniony? 
Niedoceniony myślę że nie, raczej szczęśliwy i głodny gry. Nigdy nie byłem tak zdeterminowany jak właśnie podczas okresu przygotowawczego przed sezonem. Chęć gry mobilizowała mnie codziennie do jeszcze cięższej pracy.



O dobrej passie można mówić w kolejnej rundzie - 2013/2014, kiedy to 31 razy Twoje nazwisko znalazło się w podstawowym składzie i strzeliłeś 3 bramki?

Zdecydowanie tak,  to była chwila, w której to głośno mogłem powiedzieć, że ciężka praca przynosi efekty (śmiech).




Po odejściu trenera "Paczety" przyszedł czas na Ryszarda Tarasiewicz i tutaj już musiałeś walczyć o miejsce w składzie. Co czuje zawodnik, który w poprzednim sezonie był niemal "pewniakiem" a tutaj idzie na odprawę i nie wie, czy zagra od pierwszych minut?

Na pewno czuje stres. Każdy z nas trenuje po to, żeby grać, a jeśli nie gra -  jest zwyczajnie zły. Jednych to podłamuje, a innych motywuje do tego, aby udowodnić fakt, że zasługuje na miejsce w składzie i właśnie takim typem jestem ja. Nie było to dla mnie nowe doświadczenie, bo w Głogowie przeżywałem to samo.




Mniej okazji do gry za Ryszarda Tarasiewicza, ale 5 bramek. Przypadek, czy efekt rywalizacji o miejsce w 11?

Chłodno patrząc to z bramek powinni być rozliczani napastnicy. Mnie osobiście, ciężko jest mówić czy to efekt rywalizacji, bo jestem obrońcą. W poprzednim sezonie też sytuacji miałem dużo, ale chyba jednak to właśnie doświadczenie pozwoliło mi je lepiej wykorzystać i zamienić w bramki.




Dzisiaj będąc kapitanem Korony łatwiej dostrzegasz swoje błędy, mankamenty, czy opaska kapitana to utrudnia?

Cały czas tak samo łatwo mi to przychodzi. Pierwszą analizę meczu jaką robię, zaczynam od siebie i nie ukrywam tego, że jestem w stosunku do siebie bardzo krytyczny. Znam swoje wady i chcę je cały czas poprawiać mimo tego, że nie jestem osiemnastolatkiem, jednak mam świadomość, że aby grać długo w piłkę należy się nieustannie rozwijać.

Kamil Sylwestrzak odebrał opaskę kapitana po odejściu Piotra Malarczyka

Piłka nożna słynie z nieprzewidywalności, a dobry piłkarz z marzeń i ambicji. Jaka jest Twoja drużyna marzeń, do której chciałbyś się dostać?
Drużyny konkretnej nie mam, ale bardzo chciałbym zobaczyć jak wygląda liga angielska. Marzę o tym by zagrać właśnie tam, bez względu na to w jakim zespole.


W trudnych momentach kto lub też co jest dla Ciebie wsparciem? 

Wiadomo, że najważniejsi są moi bliscy, a konkretnie narzeczona, która jest zawsze przy mnie. Także mój brat, który sam gra w piłkę, zawsze jest dla mnie wymagający, ale to niejednokrotnie dzięki jego radom, wskazówkom dostrzegam błędy, których sam nie widzę. No i mama, którą interesuje ja, a nie piłka nożna. Bezwzględnie w jakiej lidze grałem, od wielu lat po swoich meczach słyszę "Nic ci nie jest synu?" Dopiero później pyta o całą resztę.



Jakie wartości są dla Ciebie najważniejsze i czym kierujesz się w życiu?

Przede wszystkim ważne jest bycie dobrym dla innych. Jeśli chodzi o mnie staram się pomagać każdemu kto tego potrzebuje i komu jestem w stanie. Wiadomo, że świata nie zbawię, ale staram się być dobrym człowiekiem i to wraz z bratem wynieśliśmy z domu.




Po wielu latach "spędzonych" na boisku masz świadomość, że wykorzystałeś wszystkie szanse od losu, czy jednak z tyłu głowy masz myśl, że mogłoby być lepiej?

Na chwilę obecną staram się o tym nie myśleć. Przyjdzie czas, że skończę grać w piłkę i to właśnie wtedy przeanalizuję sobie wszystko,  na spokojnie, już bez emocji i wtedy jakieś wnioski będzie można wyciągnąć, ale dzisiaj i tak nic by to nie zmieniło.




Na koniec, jaką radę dałbyś młodym zawodnikom, którzy dzisiaj są na początku swojej kariery?
Przede wszystkim, aby nie przestawali wierzyć i ciągle ciężko pracowali nad sobą, bo piłka jest tak nieprzewidywalna, że nigdy nie wiadomo w jakim momencie, w jakim wieku trafi Ci się szansa i ktoś Cię doceni.


Zapytałam Kamila także o ulubiony otwór muzyczny i bez zastanowienia wskazał tytuł, do którego link znajduje się poniżej:
https://www.youtube.com/watch?v=zAfVYrOFIdE&app=desktop




sobota, 16 stycznia 2016

Najtrudniejszy, pierwszy krok!

"Wykrzycz im z całych sił,
Nie przegrałem, póki walczę!"


Kolejny etap w walce o marzenia, przyszłość i samorealizację

 

Cześć wszystkim!


Jestem w miejscu, które jest kolejnym etapem w gonitwie za marzeniami! Tym największym pragnieniem jest bycie dziennikarzem sportowym. Zdaję sobie sprawę z faktu jak wąskie jest to grono i jak trudno się przebić, dlatego swoje starania zaczęłam już w pierwszej klasie liceum. Jestem przeciwna wszelkiej protekcji i właśnie to jest powodem, dla którego doświadczenie zaczęłam zdobywać długo przed maturą. 

http://www.wzielonej.pl/sport/news/21223,jaki-bedzie-final-rozmow-dotyczacych-polaczenia-ukp-i-ksf.html
 

 Swoją przyszłość zaplanowałam już w gimnazjum pisząc drobne artykuły do gazetki szkolnej. Następnym, dużym krokiem był wybór liceum. Zdecydowałam się na III Liceum Ogólnokształcące w Zielonej Górze i klasę humanistyczno - dziennikarską. Po ponad roku nauki w szkole stwierdziłam, że mój oddział jest identyczny jak klasa prawna, ale to był dobry wybór! Dlatego walkę zaczęłam sama przy pomocy rodzinki i przyjaciół. 



Pod koniec lutego 2015 zgłosiłam się do studenckiego Radia Index, w którym to wtajemniczono mnie w tajniki dziennikarstwa. Od razu rzucono mnie na głęboką wodę, wysyłając mnie na wywiad i sondę uliczną, później z pomocą Pawła Hekmana "skomponowałam pierwszy materiał" na stronę redakcji.
 

http://www.wzielonej.pl/sport/news/20572,historyczny-sukces-zielonogorskich-szczypiornistek.html

Z czasem zajęłam się tym co sprawiało i nadal sprawia największą przyjemność, czyli SPORTEM.  Początkowo była to młodzieżowa piłka ręczna (Spartakus Zielona Góra), a z czasem trzecioligowa piłka nożna( UKP Zielona Góra). Obecnie poświęcam się rozgrywkom Centralnej Ligii Juniorów i drużynie KS Falubaz.

Osoby dające najwięcej wsparcia na jednej fotografii.

Nie byłam świadoma, że przebywanie wśród sportowców może mnie tak wiele nauczyć. Myślałam, że i tak wiem dużo, bo widziałam walkę, zaangażowanie swoich kuzynów: Radka i Kamila, którzy oprócz tego, że są niezwykle dobrymi, inteligentnymi ludźmi, to dodatkowo świetnymi piłkarzami, którzy nieustanie walczą, poprawiają i mobilizują do tego innych, chyba nawet nieświadomie :)!

W marcu minie rok od kiedy zaczęłam swoją "przygodę" z redakcją i sportem, a zyskałam możliwość rozmowy z piłkarzami Ekstraklasy, którzy do Zielonej Góry przyjeżdżali z drużyną rezerw, a także z młodzieżowymi reprezentantami Polski, trenerami, prezesami i nawet senatorami.

http://www.wzielonej.pl/sport/news/22323,ostatni-podzial-punktow-na-wlasnym-boisku-czyli-remis-ksf-u.html

Mam to szczęście, że w życiu wiem co chcę robić. Moja fascynacja sportem zaczęła się już w dzieciństwie, gdyż zaraził mnie tym mój tata, który zabrał mnie na derby żużlowe w 2008r. Tego uczucia, tej chrypki na następny dzień nie zapomnę nigdy i to właśnie był początek (wspomnę, że miałam wtedy tylko 10 lat). Z czasem pokazał mi piękno piłki ręcznej, siatkówki no i oczywiście footballu.

Nieodłącznym elementem sportu jest kibicowanie. Mam szacunek do wszystkich kibiców za to, jak dopingują swoje drużyny, a także doceniam ich zaangażowanie w organizację opraw patriotycznych. Zazwyczaj to właśnie one zapierają mi dech w piersiach i sprawiają, że sport jest jeszcze piękniejszy i fascynujący!

Oprawa Śląska Wrocław

Wiele bym nie zrobiła, gdyby nie wsparcie mojej rodziny, przede wszystkim rodziców, najcudowniejszego rodzeństwa i kuzynów: Radka i Kamila. To właśnie oni nieustannie popychają mnie naprzód, motywują do walki, wspierają w trudnych chwilach i pomagają w trudnościach. Niezwykłym oparciem są przyjaciele, którzy także zarażają pozytywnym myśleniem i ambicją. Poznałam ich właśnie w Zielonej Górze, a z dwiema nawet dzielę pokój :)

Mam świadomość, że nie zawsze wszystko wychodzi tak jakbyśmy tego pragnęli i tutaj przydaje się pokora i myśl o lepszym jutrze.

Mam nadzieję, że ten blog przybliży mnie do świata dziennikarstwa sportowego i otworzy drzwi do kariery!