niedziela, 28 października 2018

Zamiast uciekać, lepiej działać

"Jak ten czas szybko leci" - ulubione sformułowanie mojego dziadka, które jest odpowiedzią na niemal wszystkie pytania. W moim przypadku będzie to wymówka, przyznaję się bez tortur. Dawno temu zakończył się sezon żużlowy. Dawno, bo miesiąc temu, a ja nie przysiadłam, żeby go w swoim stylu podsumować. Nie będę jednak produkować się na temat cyklu Grand Prix, Ekstraligi, czy Nice 1.LŻ. Nie oszukujmy się, jestem zbyt młoda i niedoświadczona, żeby się na to porywać. W zamian za to podsumuję swój pierwszy rok w Gdańsku. Dlaczego chciałam wracać i co mnie powstrzymało? Czego się nauczyłam przez ten okres? Dowiecie się Państwo po lekturze. Zapraszam serdecznie!
źródło: WybrzeżeTV
Moje pierwsze miesiące w Gdańsku były okropne. Zderzyłam się z uczelnią i z trudem przestawiałam się z licealnego trybu nauki na  akademicki. Do tego doszło życie w wielkim mieście. Awarie tramwajów, dojazd niemalże wszędzie zajmował ponad 30 minut. Dla porównania w Zielonej Górze jest możliwość przejścia z jednego końca na drugi w niecałą godzinę. Dodatkowo jestem strasznie wrażliwa i o tęsknocie za rodziną lub wyjeżdżaniem z domu ze łzami w oczach nie muszę wspominać. Świadomość, że jestem tutaj sama sprawiała, że częściej myślałam, żeby wrócić. Przecież miejsce na polonistyce w Zielonej Górze się znajdzie. Plan był taki, że zaliczam semestr i wracam tam skąd przyszłam, a raczej przyjechałam.


Tuż przed sesją, podczas przeglądania Facebooka natknęłam się na post Wybrzeża Gdańsk o poszukiwaniu redaktorów. Zrobiłam screena, wysłałam do znajomych i oni mówią: "Kinia, zgłaszaj się". No i wysłałam. Później oblałam swoje pierwsze kolokwium, przyszła sesja i zapomniałam o tym całkowicie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy przyszła odpowiedź. Nadeszła w najlepszym momencie, bo gdy byłam najbardziej zdeterminowana na powrót do domu.



Po przerwie międzysemestralnej miałam powód, żeby wracać. Nie była to chęć zdania ogromnego kolokwium z filozofii. Wizja dziennikarskiego rozwoju i zobaczenia żużla od wewnątrz zaważyła o mojej decyzji. Zostaję i podnoszę rękawice. Dzisiaj okazuje się najlepszej z możliwych. W Zielonej Górze jedyne na co mogłam liczyć to relacjonowanie meczów Piłkarskiego Falubazu na poziomie III ligi. Takie rzeczy robiłam już w liceum, a jak wiadomo apetyt rośnie z wiekiem. W moim przypadku dotyczy to wiedzy jak i niestety jedzenia (co widać na załączonych obrazkach). Wiosna zmieniła całe moje spojrzenie na Trójmiasto i moją obecność w nim. Otworzyłam się na ludzi, na okolicę, w której mieszkałam no i oczywiście na żużel. Myślałam, że publikacje na oficjalnej stronie Wybrzeża Gdańsk będą szczytem moich możliwości. Co musiałam myśleć, kiedy powiedziano mi, bym spróbowała sił przed kamerą? Byłam w takim szoku, że chyba nie pamiętam. Przegrany mecz z Motorem Lublin był debiutem i jak się okazało chyba nie najgorszym, bo mnie nie wycieli.
źródło: WybrzeżeTV

Później poszło już z górki. Były mecze wyjazdowe, w których miałam przyjemność brać udział. Moja wiedza na temat żużla rosła z każdym tygodniem poprzez regularne oglądanie spotkań, rozmowy z ludźmi, którzy na tej dyscyplinie zjadają zęby. Zaczęłam też inaczej patrzeć na sport jako całość. Kibicowska perspektywa mocno zawęża. Wiele decyzji wydaje się kibicom nie do przyjęcia. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To co zobaczyłam, kiedy biegałam z mikrofonem po parku maszyn pozwoliło mi stać się bardziej wyrozumiałą, obiektywną wobec innych, ale wymagającą w pierwszej kolejności od siebie. Staram się nie szukać niesprzyjających okoliczności wokół siebie, a dostrzegać wady w sobie i być otwartą na konstruktywną krytykę.


Za mną pierwszy sezon, okres próbny. Od teraz nie ma miejsce na słabości, wstyd i wpadki. Zaczęłam najciekawszą przygodę w życiu, ale chcę, żeby wyglądała już poważnie. W miejscu, do którego dążę, nikt nie będzie się nade mną rozczulał tylko i wyłącznie dlatego, że pochodzę z wioski lub jestem bardzo młoda. Im szybciej nabiorę wprawy tym lepiej. Przecież żużel to sport dla twardzieli, o stalowych nerwach. Nie mogę być frajerem i odstawać. Chcę pokazać przede wszystkim sobie, że twarda ze mnie babka. W końcu Sylwestrzaki to kozaki!

 
Fot. Yesforphotos
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz