Zapraszam do naszej rozmowy na temat osiągnięć Piotrka, jego historii z paraolimpiadami i nie tylko!
Blondynka o sporcie: Opisz swoje początki w tenisie stołowym. Jak to się stało, że wybrałeś właśnie tę dyscyplinę sportową?
Piotr Grudzień: Początki były trudne jak dla wszystkich. Ja nie lubiłem grać w tenisa stołowego. Zdecydowanie wolałem piłkę nożną, siatkówkę z moimi rówieśnikami. Tenis stołowy zostawialiśmy sobie na zimową porę kiedy nie można było grać na boisku. Później z tatą zacząłem trochę grać i stopniowo przeradzało się to w pasję. Jeździliśmy po treningach w różnych miejscowościach, znalazłem pierwszego trenera prywatnego i krok po kroku tenis stołowy podobał mi się coraz bardziej. Pojawiły się pierwsze sukcesy w tej dyscyplinie więc postawiliśmy na tenis.
Co dała Ci ta profesja w życiu?
Bardzo wiele, bo może gdyby nie tenis nie byłbym takim człowiekiem, jakim jestem teraz. Dała mi dużo pewności siebie, nauczyła samodzielności. Obecnie jest także sposobem zarabiania pieniędzy, moją pracą i nie wyobrażam sobie już bez tego życia, bo kiedy mam dłuższą przerwę od grania, nie ma mnie długo na sali, wtedy bardzo mocno odczuwam brak tego czegoś (śmiech). Tenis stołowy po prostu stał się nieodłącznym elementem mojego życia.
Zdradzisz dlaczego wybrałeś Zielona Górę?
Przyszedłem do Zielonej Góry, zacząłem naukę w Liceum Ogólnokształcącym nr 7 przygotowując się jednocześnie do Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie. Przyjechałem tutaj z myślą, że jest to rozwiązanie na rok, ewentualnie na dwa i wrócę do siebie. Obecnie jestem tutaj 9. rok i nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieszkać w innym mieście niż Zielona Góra.
Zamieniłeś piłkę nożną i Legię Warszawa na żużel i Falubaz.
Odnalazłem się tutaj bardzo szybko i łatwo. Mam wielu znajomych, a grupa tenisistów stołowych trzyma się zawsze razem. Jeśli chodzi o warunki do życia, to w Zielonej Górze są rewelacyjne więc polecam każdemu (śmiech). Warto zamienić duże miasto właśnie na Zieloną Górę.
Jesteś w stanie wyróżnić okres w roku, który dla tenisisty stołowego jest najtrudniejszy?
Jest wiele takich okresów, ale najtrudniejszym jest ten, kiedy wraca się po przerwach. Nie lubię przerw, długiego odpoczynku od grania.
Do wszystkich zawodów przygotowujesz się identycznie?
Tak, cały czas staram się trenować równo. Tenis jest sportem, który wymaga systematyczności, nie lubi przerw. Są turnieje do których należy się przygotowywać szczególnie. U nas to Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Świata i Igrzyska Paraolimpijskie. Te zawody zazwyczaj odbywają się na przełomie września i października więc my od czerwca przebywamy tylko na sali, na zgrupowaniach kadry, można powiedzieć, że całkowicie skoszarowani (śmiech).
źródło: www.paralympic.org.pl |
Zmieniasz coś w swoich przygotowaniach, czy realizujesz ten sam schemat od czasu Igrzysk w Pekinie?
Zmieniłem bardzo dużo, bo nawet jeśli chodzi o moją grę w Pekinie, a w Londynie to zmieniło się bardzo wiele, bo taki jest sport. Wymaga od zawodnika nieustannego ulepszania, stawania się lepszym graczem. Świat idzie do przodu, a my nie możemy zostawać w tyle. Gdyby porównać moją grę na początku, a teraz to jest to ogromna przepaść i Piotrek z Pekinu, czy nawet z Londynu nie miałby szans z obecnym Piotrkiem.
Ile miesięcy przed startem Igrzyska Paraolimpijskie zaprzątają Wam głowę?
One zaprzątają głowę już 3 lata wcześniej (śmiech). Przyznaję szczerze, że tak jest, aczkolwiek każdy podchodzi do nich indywidualnie. Ja za miesiąc mam turniej we Włoszech i już myślami jestem tam. Wiem jak mam trenować, żeby pokazać tam w miarę optymalną formę. Póki co myślę o tym, żeby grać na Igrzyskach Paraolimpijskich w Tokio, które są w 2020 roku. Wiem, że muszę solidnie trenować, prawidłowo prowadzić organizm, aby był zdrowy, bez kontuzji, bo to są jeszcze 3 lata i wszystko w tym czasie może się zdarzyć.
Historie z Igrzyskami Paraolimpijskimi zacząłeś bardzo szybko, bo już w 2008 roku startowałeś w Pekinie i wywalczyłeś srebrny medal w singlu, mając wtedy zaledwie 17/18 lat.
Nigdy sobie nie wyobrażałem, że będąc właśnie w takim wieku sięgnę po medal Igrzysk Paraolimpijskich, po który większość zawodników pracuje całe życie. Ja pojechałem na Igrzyska Paraolimpijskie do Pekinu z dziką kartą i zdobyłem srebro, przegrywając złoto po dobrej grze z Chińczykiem. Zacząłem wcześnie, ale to dobrze, bo nabrałem doświadczenia, okrzepłem i gra mi się zdecydowanie lepiej na takich wielkich imprezach.
źródło: www.facebook.pl/Piotr Grudzień |
Dla tak młodego zawodnika udział w tak prestiżowej imprezie, w towarzystwie sław światowego formatu, był dużym szokiem?
Z pewnością. Do tej pory pamiętam jak wyszedłem na pierwszy mecz, grałem wtedy z Tajwańczykiem i ręka tak strasznie mi się trzęsła, że nie potrafiłem podrzucić piłeczki. Po pierwszym secie stres trochę opadł i było dużo lepiej. Pierwsze wrażenie było trochę straszne, bo wyszedłem na ogromną halę, na której było 8 tysięcy ludzi, kamery na stole do gry i przez chwilę to chyba nawet nie wiedziałem jak się nazywam. Na szczęście później było lepiej. (śmiech)
Twoje podejście od zawodów w Pekinie, do czasu tych w Rio uległo zmianie?
Do Pekinu jechałem jako zawodnik z dala od czołówki więc na takim trochę luzie. Nie myślałem o wygraniu czegokolwiek, bo wtedy sam start w Igrzyskach Paraolimpijskich był dużym sukcesem. Dla mnie jako 17-latka, walka o medale była wizją odległą podczas tych zawodów. Zostanie wicemistrzem paraolimpijskim było dużym szokiem. Jadąc do Rio, zdążyłem już okrzepnąć. Jechaliśmy tam bronić złotego medalu więc miałem o wiele większe poczucie pewności siebie, wiary w swoje umiejętności.
Jak świat podszedł do anonimowego 17-latka rywalizującego z najlepszymi?
Wśród sportowców niepełnosprawnych zostałem okrzyknięty maskotką polskiej reprezentacji, bo jechał taki Piotruś, będący małym krasnoludem, który jedzie na wielkie zawody, mający zamiar grać z najlepszymi (śmiech). Dla całej reprezentacji zdobycie medalu przez maskotkę było sporym szokiem.
Podczas Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie zdobyłeś razem z Marcinem Skrzyneckim złoto w deblu. Poczułeś smak zwycięstwa na Igrzyskach i dzięki Wam rodacy mogli usłyszeć polski hymn.
To chyba najpiękniejsze co może spotkać zawodowego sportowca: zdobyć złoto olimpijskie lub paraolimpijskie, a następnie zaśpiewać hymn. Życzyłbym wszystkim takiego szczęścia. Ja tego doświadczyłem, ale ciężko te emocje opisać słowami. Fantastyczne uczucie i łezka w oku się zakręciła kiedy wybrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. Takich momentów nie przeżywa się każdego dnia.
źródło: www.paralympic.org.pl |
Znamy się z Marcinem kilka ładnych lat, jesteśmy przyjaciółmi. Kiedy spotykamy się na zawodach to wiadomo, że każdy z nas chce wygrać, ale nie robimy tego za wszelką cenę. Tamte zawody były dla nas bardziej koleżeńskim pojedynkiem. W tenisie nie ma remisów, choć bardzo by się chciało.
Wrócę do paraolimpiady w Rio. Jaki bagaż doświadczeń wywiozłeś stamtąd?
Ogromny, bo to kolejna duża impreza w moim życiu, na której mogłem zagrać i pokazać się z dobrej strony. Udany turniej, choć wydaje mi się, że jeszcze można coś poprawić, żeby było lepiej.
Początki tego turnieju nie były dla Ciebie specjalnie udane, bo trafiłeś na Chińczyka rozstawionego z numerem 4. w rankingu. Przegrywając z nim 2:1 wierzyłeś, że losy spotkania mogą się odwrócić na Twoją korzyść?
Po losowaniu czułem, że jestem w mało komfortowej sytuacji, bo z tym Chińczykiem nie wygrałem przez ostatnie 10 lat ani razu. Po wylosowaniu go na najważniejszym turnieju nie byłem zadowolony, ale miałem świadomość, że tutaj znajdują się sami najlepsi. Przegrywając 2:1 wierzyłem w zwycięstwo, bo wiedziałem, że jestem świetnie przygotowany fizycznie jak i psychicznie. Wiele pojedynków pięciosetowych zagrałem już na paraolimpiadach. Z tym Chińczykiem wygrałem dwukrotnie w Rio, bo w pojedynku grupowym oraz w meczu o brąz.
Kiedy awansowałeś do 1/8 przeszło Ci przez głowę: "wow, może być lepiej niż w Londynie"?
Nie chciałem wybiegać myślami w przyszłość tylko koncentrować się na tym co jest tu i teraz. W ćwierćfinale wylosowałem Szweda, z którym także nigdy nie wygrałem i to on był faworytem. Zagrałem z nim bardzo dobry mecz, pełen nerwów, ale wygrałem, doszedłem do półfinału, w którym już czekał kolejny groźny zawodnik.
W tym półfinale przegrałeś minimalnie. Brąz zdobyty w Rio był dla Ciebie czymś w rodzaju nagrody pocieszenia?
Wtedy ciężko było myśleć o jakimkolwiek medalu, bo przeciwnicy byli z górnej półki. W półfinale grałem ze zwycięzcą Igrzysk Paraolimpijskich z Londynu. Mecze o brąz mają to do siebie, że medale są tylko za trzecie miejsce, za czwarte nie ma nic i zostaje z niczym. W tych meczach stres jest większy i ciężej się gra w brąz niż o złoto.
Czyli ten brąz smakował jak złoto?
Zdecydowanie. Każdy medal przy tej konkurencji smakowałby jak złoto.
Wierzysz, że Polacy staną się kiedyś taką potęgą w tenisie stołowym jak Chińczycy
Wszystko idzie u nas w dobrym kierunku. Widać to po naszych zawodnikach, którzy robią postępy, z roku na rok grają coraz lepiej. W reprezentacji mamy także wielu młodych i bardzo utytułowanych graczy. Myślę, że wszystko to jest zasługą szkolenia.
Pytałam o to już Twojego kolegę - Marcina Skrzyneckiego, ale jestem ciekawa także Twojej opinii: niepełnosprawność jest w Polsce tematem tabu?
Nie wiem, bo dla mnie nigdy nie stanowiło to tematu tabu. Nie czuję się niepełnosprawną osobą, mimo że nią jestem. Są przypadki w Polsce, gdzie osoby niepełnosprawne są dyskryminowane, ale ja osobiście nie znam takich przypadków. Czuję się normalnym zawodnikiem, który czynnie uprawia sport, a fakt iż uczestniczę w Igrzyskach Paraolimpijskich lub innych zawodach dla niepełnosprawnych to już inna kwestia. Pewnych rzeczy nie przeskoczę, choć się staram godnie rywalizować z najlepszymi, sprawnymi zawodnikami. Mój trening jest bardziej urozmaicony, różni się od treningu osoby zdrowej, ale to dlatego, że my jesteśmy bardziej narażeni na urazy, przeciążenia, kontuzje.
Na koniec powiedz co chciałbyś jeszcze osiągnąć?
Na pewno można osiągnąć jeszcze wiele, ale chciałbym, żeby ta moja gra była coraz lepsza, bo wtedy wyniki też pójdą w górę. Chciałbym rywalizować z zawodnikami zdrowymi jak równy z równym, choć troszkę mi do tego jeszcze brakuje, ale jest to do nadrobienia.
Dziękuję za rozmowę!
Dziękuję!