piątek, 9 listopada 2018

Ekstraklasa, czyli klapa sama w sobie

Każdy sezon Lotto Ekstraklasy przynosi dla mnie nowe nadzieję. Wierzę w to, że wiele spraw, które ewidentnie kuleją, ulegnie zmianie, wzmocnienia wpłyną na poziom ligi, a jedna z polskich drużyn zagra w fazie grupowej europejskich pucharów. Co dostaję w zamian? Kabaret związany ze zmianą trenerów, wzmocnienia, które wcale nie wzmacniają i frazes "na tym etapie nie ma słabych drużyn". Lubię polską ligę chyba tylko dlatego, że nie oglądam rozgrywek zagranicznych. Szanuję polskich piłkarzy, choć czasem wyglądają jak banda amatorów po wiejskiej zabawie. Piłkarsko wejdziemy w końcu na profesjonalny poziom?
Fot. Yesforphotos
W ostatnich tygodniach zrobiłam sobie detoks od Lotto Ekstraklasy. Chciałam się do niej zdystansować oraz sprawdzić, czy jestem w stanie się bez niej obejść. Wykorzystałam ten czas na czytanie książek z literatury romantyzmu, dowiedziałam się, że gdyby nie uznanie Michaliny Mościckiej w oczach Józefa Piłsudskiego, to Ignacy Mościcki nie zostałby prezydentem II Rzeczpospolitej. No i tak na marginesie zaznaczę, że zaczęłam wielką przygodę z Gdańskim Magazynem Żużlowym w telewizji klubowej Wybrzeża Gdańsk. Całkiem sporo, jak na rezygnację z dziewięćdziesięciu minut, no góra trzech godzin "przyjemności". Gdybym oglądała mecze, to pewnie nie dowiedziałabym się niczego poza tym, że Ekstraklasa jest nieprzewidywalna, każdy może wygrać i wszyscy grają tak dobrze, że zasługują na punkty. Typowe gadanie o niczym. Po meczach zwalnia się trenerów, wyciąga się nowych, którzy obiecują gruszki na wierzbie i fotel lidera. Każdy coś mówi, deklaruje, a boisko w wielu przypadkach sprowadza to "gadanie" do parteru. I tak od lipca do czerwca. Z przerwą na zimę i kadrę, na którą również się poskarżę.



Gdybym ja zmieniała chłopaków, tak jak polskie kluby zmieniają trenerów, to nie miałabym zbyt dobrej opinii. Niedawno funkcję trenera KGHM Zagłębia Lubin przestał pełnić Mariusz Lewandowski. Człowiek, który jest wychowankiem "Miedziowych", stopniowo wdrażał młodych piłkarzy do Ekstraklasy. "Wdrażał" jest tutaj słowem - klucz. Większość trenerów tylko mówi o zamiarze wdrażania młodzieży i na tym się kończy. Niepowodzenie w Pucharze Polski i porażki w lidze sprawiły, że trenerowi Lewandowskiemu podziękowano. Bardzo lubię ekipę z Lubina, bo prezentuje wysoki poziom, szkolą młodzież i to wykorzystują. Jagiełło, Jach, Hładun to tylko nieliczne nazwiska, które wybiły się lub wybiją wkrótce. Wprowadzaniem młodych do drużyny Mariusz Lewandowski bardzo przypomina mi Piotra Stokowca, który teraz w Gdańsku udowadnia, że zagraniczni zawodnicy za ogromne pieniądze nie gwarantują wyników. Cieszy mnie, że w Gdańsku pod wodzą Stokowca rozwija się talent Patryka Lipskiego, Konrada Michalaka, czy Jarka Kubickiego. Na ich grę miło popatrzeć, a wiadomo jak wyglądała Lechia rok temu pod wodzą Adama Owena. Porażki 0:5 z Koroną Kielce nie muszę przypominać. Całe szczęście Stokowiec jest ucieleśnieniem prawdziwej "dobrej zmiany". Od razu zaznaczę, że nie ma w tym miejscu żadnej aluzji politycznej.
Fot. Yesforphotos
Patowa sytuacja ma miejsce także w Poznaniu. Tylko w tym przypadku nie stanę już murem za poznańskim szkoleniowcem. Fakty mówią same za siebie. Zawodnicy solidnie opłacani nie reprezentują poziomu jakiego się od nich wymaga. Trener, który miał być na lata, okazał się trenerem na kilka miesięcy. Nie dziwię się, że kibice są rozżaleni. Latem musieli oglądać jak na ich stadionie Legia Warszawa pieczętuje Mistrzostwo Polski, a teraz widzą jak kolejne trofea im uciekają. Klub ma coraz mniejszy margines błędu. Lech wyrósł na piłkarską potęgę w kraju, ale jego fundamenty mocno słabną. Obecnie jest kolosem na glinianych nogach. Podobnie sprawa ma się z Wisłą Kraków. Sportowo nie można mieć do niej zarzutów, ale ciągną się za nią problemy prawne, afery związane z kryciem kibiców z kryminalną przeszłością. Gdzie się nie obejrzą, problemy z tyłu.
Fot. Yesforphotos

Z nadzieją czekałam na mecze reprezentacji. Zarówno seniorskiej jak i U-21. Jestem Polką i spotkań kadry wyczekuję z niecierpliwością. Wierzyłam, że trener Brzęczek wydobędzie z ekipy dawny blask, który w Rosji ktoś najwyraźniej ukradł. Chciałabym, żeby Polacy jak najszybciej wymazali z pamięci porażkę na Mundialu. Z kolei jeśli chodzi o U-21 to odkładałam do skarbonki pieniądze na Młodzieżowe Mistrzostwa Europy U-21, które w 2019 będą odbywać się we Włoszech i San Marino. Byłam przekonana, że Polacy się na ten turniej zakwalifikują. W życiu nie sądziłam, że punkty będą im zabierać Wyspy Owcze. Gdyby nie Google to nie wiedziałabym, gdzie to jest, a Polacy lecą tam i gubią punkty. Mało tego, remisują nawet wtedy gdy grają u siebie. Oczywiście jest szansa na to, że zakwalifikują się na czerwcowy turniej, ale jestem tak rozczarowana ich postawą, że obawiam się powtórki z Kielc, kiedy przejechałam pół Polski, by zobaczyć jak przegrywają z Anglią 0:3. Człowiek wierzy, ma nadzieję, a później musi wysłuchiwać, że jest naiwny.



Po tych wszystkich piłkarskich zawirowaniach związanych z wynikami polskich klubów w europejskich pucharach, występami kadry usłyszałam stwierdzenie, że gdyby postawić przed polskimi drużynami ekipę "Dzieci z Bullerbyn" to zostaliby ograni. Sama tego nie wymyśliłam, ale coś w tym jest. Może moje dzieci chociaż doczekają się footballu w Polsce na poziomie?
Fot. Yesforphotos